Anonimowi bohaterowie czy wyrachowani manipulanci? Byli członkowie ECPU Poland przerywają milczenie

Wymierzają sprawiedliwość, bo – jak sami twierdzą – prawo w kwestii karania pedofilów w Polsce kuleje, a policja wiele zgłaszanych spraw bagatelizuje. Ukazywanie wizerunków osób nagabujących dzieci w internecie ma rekompensować niskie wyroki i być ostrzeżeniem dla pozostałych przestępców seksualnych, którzy zamierzają podjąć się czatowania z nieletnimi w sieci.

Dobro dzieci jest najważniejsze

Polski oddział angielskiej nieformalnej organizacji Elusive Child Protection Unit (ECPU) ogłosił swoją pierwszą rekrutację na łowców i wabiki w sierpniu 2020. We wrześniu tego samego roku grupa dokonała pierwszych obywatelskich zatrzymań osób podejrzewanych o dążenie do spotkań z nieletnimi w celu ich seksualnego wykorzystania. Dokładna data rozpoczęcia działalności ekipy nie jest jednak znana, ponieważ do dnia dzisiejszego pozostaje ona nieformalna. 

Pierwsze relacje na żywo z przeprowadzanych akcji, publikowane na facebookowej stronie ECPU, ukazywały nie tylko wizerunki zatrzymanych. Na początku i na końcu każdego nagrania widoczna była także twarz mężczyzny, który prowadził transmisję i rozmawiał z osobą udającą się na spotkanie z „dzieckiem”. Kilka miesięcy później zmieniono jednak zasady, stawiając od tej pory na anonimowość łowców. Odbyło się to w atmosferze skandalu: dotychczasowi członkowie opuścili grupę, by jakiś czas później stworzyć własną (CGUP), co poskutkowało oskarżeniami ze strony założyciela polskiego ECPU – mieszkającego na stałe w Wielkiej Brytanii Matthew Bartnika – o „kradzież metod działania” oraz chęć lansowania się zamiast faktycznego niesienia pomocy. Nie obyło się też bez publicznego prania brudów po obu stronach.

Przy Bartniku została garstka osób, która z czasem zaczęła szczycić się swą anonimowością. Ukrywanie własnego wizerunku miało świadczyć o czystych intencjach. Od tej pory na pierwszym miejscu było ratowanie najmłodszych przed dewiantami. Tak przynajmniej zapewniano.

Wabiki, czyli osoby prowadzące profile „dzieci” w mediach społecznościowych, spędzają tygodnie (czasami nawet miesiące) na utrzymywaniu internetowej relacji z potencjalnym pedofilem. Gdy zarząd grupy uznaje, że zebrano już wystarczająco obszerny materiał dowodowy, do akcji wkraczają łowcy. Umawiane jest spotkanie, najlepiej w jakimś charakterystycznym miejscu. Kiedy już wszyscy aktorzy tego teatru są obecni, dochodzi do konfrontacji i zaczyna się wyczekiwane przez widzów show – relacja byłego łowcy, który pragnie pozostać anonimowy.

Brawa za świetną robotę

Pod każdą transmisją, zarówno w czasie rzeczywistym, jak i po jej zakończeniu, pojawiają się setki komentarzy. Większość z nich stanowią pochwały kierowane w stronę łowców. W trakcie każdej akcji ekipa ECPU informuje, że wypowiedzi zawierające wulgaryzmy lub groźby będą kasowane, a ich autorzy otrzymają blokadę na stronie. Mimo to najczęściej usuwane są głosy krytyki czy nawet konstruktywnie zadane pytania, będące nie na rękę organizacji.

Jakich komentarzy ECPU woli nie widzieć? W szczególności tych zawierających paragrafy kodeksu karnego, które notorycznie łamią, np. art. 240 kk.

§  1. Kto, mając wiarygodną wiadomość o karalnym przygotowaniu albo usiłowaniu lub dokonaniu czynu zabronionego określonego w art. 118, art. 118a, art. 120-124, art. 127, art. 128, art. 130, art. 134, art. 140, art. 148, art. 156, art. 163, art. 166, art. 189, art. 197 § 3 lub 4, art. 198, art. 200, art. 252 lub przestępstwa o charakterze terrorystycznym, nie zawiadamia niezwłocznie organu powołanego do ścigania przestępstw, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3– art. 240 kk.

Sami natomiast uwielbiają powoływać się na art. 243 kodeksu postępowania karnego regulujący warunki zatrzymania obywatelskiego. I tu pojawia się kolejny zgrzyt, ponieważ podczas niektórych interwencji podejrzani o pedofilię wywabiani są… z własnych mieszkań.

§  1. Każdy ma prawo ująć osobę na gorącym uczynku przestępstwa lub w pościgu podjętym bezpośrednio po popełnieniu przestępstwa, jeżeli zachodzi obawa ukrycia się tej osoby lub nie można ustalić jej tożsamości.

§  2. Osobę ujętą należy niezwłocznie oddać w ręce Policji. – art. 243 kpk.

O ile kwestię zatrzymywania, przepytywania i nagrywania osób stawiających się na umówione z „dzieckiem” spotkanie można w jakiś sposób zrozumieć, tak przychodzenie pod adres zamieszkania podejrzanego i robienie tego samego jest zwyczajnie – z punktu widzenia prawa – niedopuszczalne.

Kolejna sprawa, która budzi wątpliwości, to sposób pozyskiwania przez ECPU danych o adresie oraz imieniu i nazwisku podejrzanego. A takie dane, jak twierdzi kilku byłych członków organizacji, ekipa posiada już jakiś czas przed przeprowadzeniem każdej akcji. Za ich zdobywanie ma być odpowiedzialny Alex Hunter, czyli aktualny lider i „twarz” zespołu. Zapewnia on grupę o swoich powiązaniach z „służbami” oraz o tym, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem. Na zewnątrz kreuje się na ucieleśnienie dobra – nieskazitelnego obywatela, który pojawił się znikąd, aby zbawić świat.

„Złodziejski duet” i wojna na zrzuty ekranów

O kryminalnej przeszłości założyciela polskiego oddziału ECPU mówiło się już od dawna, aczkolwiek on sam publicznie zaprzeczał wszelkim oskarżeniom. Osoby podające się za byłych znajomych Bartnika co jakiś czas wspominały na Facebooku o jego brutalnych zachowaniach. Żadne namacalne dowody nie wydostały się jednak na światło dzienne, więc osoby zainteresowane działalnością ECPU zdawały się nie przejmować tymi rewelacjami. – relacja byłego łowcy, który pragnie pozostać anonimowy.

W drugiej połowie maja tego roku w ECPU nastąpił kolejny rozłam. Tym razem to Alex, wystawiając na pierwszy ogień Misshon Decoy, wystąpił przeciwko pomysłodawcy przedsięwzięcia i pociągnął za sobą resztę grupy. Zbiórka pieniędzy, którą zorganizowano rzekomo w celu opłacania łowcom paliwa na dojazdy oraz innych artykułów niezbędnych im do pracy (papier do wydruków materiałów dowodowych, nośniki danych), została zablokowana przez serwis zrzutka.pl. Na jaw zaczęły wychodzić szokujące informacje o zdefraudowaniu ponad 70 tysięcy złotych z owej zbiórki przez Bartnika, na którego siostrę była ona zarejestrowana, oraz jego partnerkę posługującą się pseudonimem Dorothy Decoy. Sami zainteresowani twierdzą, że zostali wrobieni, a celem było przejęcie grupy przez Alexa i nastawienie obserwujących przeciwko parze. Faktem jest, że do dzisiaj nie zostały nigdzie przedstawione żadne dowody na winę Bartnika i jego partnerki, co nie przeszkadza Alexowi publicznie nazywać ich „złodziejską parą”. Wyciekły natomiast screeny z prywatnych rozmów zarządu ECPU, z których wynika, że tuż przed rozłamem Alex oraz głównodowodząca wabików, Misshon Decoy, otrzymali zakupione za pieniądze ze zbiórki laptopy Huawei MateBook 13 o wartości 3399 zł za sztukę. Co ciekawe, Alex i Misshon przyznali się też, że wiedzieli o defraudacji już w kwietniu. Dlaczego więc sprawa wychodzi na jaw tak późno?

Część pieniędzy wydał Metthew na swój tygodniowy pobyt w Polsce – za wynajęcie auta na ten czas zapłacił prawie 900 zł, a za hotel ponad 400. Na ujawnionych zrzutach ekranu z aplikacji bankowej widać też transakcje, których odbiorcami byli łowcy, a które są prawdopodobnie przelewami za paliwo. Tutaj jest różnie: 620, 400, 350, 500 zł. Reszta przelewów jest trudna do określenia, ponieważ autor screenów zamazał sporą ich część. Dane te opublikowano na facebookowej stronie „Live ECPU”, którą oficjalnie prowadzi para oskarżona o kradzież. 

Zrzutka została zablokowana w momencie, kiedy było na niej około 20 tysięcy złotych. Te pieniądze pozostają zamrożone do czasu wyjaśnienia sprawy. Pod postami publikowanymi przez wspomniany fanpage można znaleźć też wypowiedzi przedstawicieli „nowego” ECPU.

Fundacja Ecpu Polska , która jako jedyna jest legalna działająca Fundacja w RP wyraża chęć konfrontacji z Matthew Bartnik. Konfrontacja będzie się odbywać w wybranym przez Matta miejscu z możliwością nagrywania. Zarząd Fundacji Ecpu Polska czeka na wyznaczenie terminu jak i miejsca przez Matthew Bartnik.

Osoba reprezentująca Fundacje będzie Prezes.

– komentarz Misshon Decoy pod jednym z postów na facebookowej stronie „Live ECPU” (pisownia oryginalna).

Pośpiech najgorszym doradcą?

Tu zaczyna robić się dość interesująco, ponieważ osoby zarządzające grupą nie mogą zdecydować się oficjalnie, czy prowadzą już fundację, czy dopiero planują nadać swojej organizacji taki status. W jednym z postów opublikowanych na ich stronie na Facebooku zawarta jest następująca informacja:

Miejmy nadzieje ze szybciej

Ale na dniach zostaną już nadane wszystkie potrzebne dokumentu do Sądu dzięki czemu zostanie nam nadany Krs

– wpis ze strony „ECPU Polska: ŁOWCY Pedofili” na Facebooku

(pisownia oryginalna).

W praktyce założenie fundacji wygląda następująco: najpierw ustala się fundusz założycielski i ustanawia akt fundacyjny (notarialny), później opracowuje się statut i rejestruje fundację w KRS. Sąd, od daty złożenia wniosku, ma 7 dni na jego rozpatrzenie – zgodnie z ustawą o krajowym rejestrze sądowym. Po otrzymaniu numeru KRS można już starać się o zewnętrzne finansowanie, np. w postaci dotacji, grantów czy zrzutek. Na tę chwilę, nie posiadając numeru KRS, ECPU prowadzi dwie zbiórki, ewidentnie wprowadzając swoich obserwujących w błąd. Nie wspomina też ani słowem o toczących się postępowaniach prokuratorskich, które mogą pokrzyżować ich dalekosiężne plany, m.in. w sprawie doprowadzenia do samobójstwa Antoniego P. z Luzina oraz zmuszenia Piotra S. w Jastrzębiu Zdroju groźbą do przeprowadzenia rozmowy wbrew jego woli i nagrywania wizerunku bez jego zgody. 

Nie tylko te interwencje zostały przeprowadzone w sposób kontrowersyjny – również niektóre z wcześniejszych budzą wiele emocji, jak na przykład zatrzymanie Jacka J. w Matyskach 28 marca. Na filmie z akcji widać, że złapany mężczyzna stoi na trawniku bez butów. Jego rodzina krzyczy w tle, że został on przed chwilą pobity i siłą wyciągnięty z mieszkania przez łowców. Ci jednak zgodnie twierdzą, że jest to kłamstwo. Alex szczegółowo tłumaczy się później z zaistniałej sytuacji, zaprzeczając informacjom o siłowym wyprowadzeniu mężczyzny z domu. Istnieje jednak nagranie „zza kulis”, które dowodzi, że w tym przypadku prawda leży po stronie rodziny zatrzymanego. Ile jeszcze kłamstw grupy ECPU i jej lidera nie wyszło na jaw?

Kolejną zastanawiającą kwestią jest nazwa „fundacji”, wciąż nawiązująca do angielskiej grupy, która oficjalnie wyparła się współpracy z polską filią właśnie ze względu na prowadzenie zbiórek pieniędzy. Jednym z głównych założeń Elusive Child Protection Unit jest właśnie samofinansowanie. Dlaczego więc polscy łowcy pedofilów, tworząc nową grupę, postanowili nadal używać nazwy bezprawnie nadanej przez – ich zdaniem – złodzieja? Czy jest to motywowane strachem o utratę części widowni w przypadku tworzenia marki od zera? Kosztowałoby to dużo wysiłku: nowe napisy na mundurkach, nowy hymn grupy… Poza tym wymyślenie drugiej tak chwytliwej nazwy byłoby ciężkie, biorąc pod uwagę fakt, że obecna mocno zdążyła już utkwić w głowach miłośników łowczych przygód.

Jest jeszcze wiele wątków, które nie zostały podane do wiadomości publicznej, a zdecydowanie na to zasługują. Najciekawszym z nich jest tożsamość Alexa, ale także sposób traktowania przez samozwańczy zarząd szeregowych członków grupy.

Alex Hunter – bohater, na jakiego nie zasługujemy

Kojący głos, niezwykle wyważone wypowiedzi, niespotykane opanowanie w każdej sytuacji – tymi cechami, pomimo zakrytej twarzy, Alex zdobył uznanie fanów ECPU oraz wzbudził zachwyt u sporej części kobiet śledzących poczynania grupy. Czy za jego kwiecistą mową i stoickim spokojem mogą kryć się nieczyste intencje?

Kiedy 2 maja tego roku, niecałą dobę po ujęciu przez łowców, 47-letni Antoni popełnił samobójstwo poprzez rzucenie się pod pociąg, w sieci po raz kolejny zawrzało. Alex Hunter znów barwnie tłumaczył się z sytuacji, całkowicie negując winę łowców. Stwierdził, że był to przypadek i sytuacja nie ma nic wspólnego z zatrzymaniem. Jak zwykle sprawnie manipuluje faktami, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak wielkim zaufaniem darzą go już nie setki, a tysiące ludzi. To pierwszy tak duży sukces w jego karierze. Jakie były wcześniejsze?

Okazuje się, że lider ECPU jest już w rzeczywistości osobą publiczną od wielu lat, co oznacza, że prowadzi on swoiste „podwójne życie” w mediach. Alex, a właściwie Jarosław R., to dość znana persona wśród społeczności miasta Gorlice. Każdy kojarzy tam jego stronę internetową poświęconą lokalnym wydarzeniom. Sam R. lubi ją wykorzystywać do rozwiązywania własnych spraw i promowania tych opcji politycznych, które zgodne są z jego poglądami. W 2010 roku przegrał nawet sprawę sądową o zniesławienie radnej Gorlic, Alicji Nowak, co poskutkowało publikacją przez niego zaskakujących przeprosin. Dlaczego zaskakujących? Wynika z nich, iż kłamstwa R. potrafią być naprawdę daleko idące, a on sam jest bardzo wprawnym intrygantem. Rzuca to nieco inne światło na postać krystalicznego dotąd Alexa.

Przepraszam Alicję Nowak Radną Miasta Gorlice, za bezpodstawne oskarżenia skierowane pod jej adresem w wypowiedziach prasowych oraz opublikowanym przeze mnie na kilku portalach oświadczeniu, któremu nadałem uwłaczający godności radnej tytuł „Nowakgate”. Przedstawiając nieprawdziwe informacje przyczyniłem się do naruszenia dobrego imienia Alicji Nowak (…).

Nieprawdą jest, że radna Nowak działała na szkodę klubu piłkarskiego GKS GLINIK depcząc jego dobre imię.

Przepraszam również za stwierdzenia:

– radna idzie do celu po trupach publikując stek kłamstw i oszczerstw

– zaangażowanie radnej w sprawy klubu to początek kampanii wyborczej

Nieprawdą jest jakoby podany przeze mnie na portalu internetowym (…) adres IP należał do Alicji Nowak

– przeprosiny opublikowane na łamach strony www.glinikgorlice.futbolowo.pl/news/2468786 (pisownia oryginalna)

Tło konfliktu z radną prowadzi do kolejnych zaskakujących faktów. Otóż w 2009 roku Jarosław R. pełnił funkcję prezesa klubu sportowego GKS Glinik, którego sekretarzem została w tym samym momencie Alicja Nowak. Jak można przeczytać na oficjalnej stronie internetowej Glinika, kariera R. w tej instytucji nie trwała zbyt długo, bo jedynie od kwietnia do listopada tego samego roku. Czas ten został wprost nazwany przez jednego z autorów tekstu „trudnym dla gorlickiej piłki”. Następcy naszego bohatera musieli bardzo się wysilić, aby wyciągnąć klub z długów, co nie było wcale takie proste.

Ten okres nie należał do udanych dla gorlickiego zespołu. Co prawda o Gliniku było głośno, jednak nie z uwagi na wyniki sportowe, lecz perypetie związane z czarnoskórymi zawodnikami klubu.

– fragment tekstu o historii klubu GKS Glinik na stronie www.gksglinik.pl/index.php/bonus-pages/historia-klubu

Mowa o głośnej aferze z R. oraz trenerem Glinika, Pawłem Podczerwińskim, w rolach głównych. Doprowadzili oni do dyscyplinarnego zwolnienia z klubu senegalskiego piłkarza, Koulaty’ego Thiama, oskarżając go o napaść na trenera podczas kłótni. Młody zawodnik kategorycznie zaprzeczył tej wersji wydarzeń, mówiąc, że faktycznie doszło do sprzeczki na temat sprzątania mieszkania, ale żaden atak z jego strony nie miał miejsca. Thiam stwierdził, że nie do końca rozumiał, co się dzieje, kiedy trener krzyczał na niego, każąc mu sprzątać mieszkanie zajmowane także przez trzy inne osoby. Piłkarz próbował dowiedzieć się, dlaczego padło akurat na niego, a Podczerwiński jedynie rzucał w jego stronę wulgarne słowa i kazał mu w dwa dni opuścić mieszkanie. Po stronie Senegalczyka opowiedział się nie kto inny, jak radna Alicja Nowak, jednocześnie  stając się celem nienawistnych ataków Jarosława R. Młodego, wyrzuconego na bruk piłkarza przygarnęła jedna z rodzin w Gorlicach. Najnowsze informacje na szczęście wskazują na to, że „Kula” ostatecznie poradził sobie z tą sytuacją – odnosi sukcesy w A-klasowym klubie LKS Śledziejowice. Spełnia się także jako informatyk i programista.

Sprawa z klubem sportowym to niejedyna publiczna afera, w której Jarosław R. zagrał pierwsze skrzypce. W 2012 roku wytoczył on np. konkurencyjnemu portalowi proces z art. 212 kk, czyli o zniesławienie, za skomentowanie dwóch artykułów na jego stronie. Dodatkowo zażądał od oskarżonych wydania mu numerów IP komentatorów, a także ich danych personalnych. Argumentem miało być to, iż jest on dziennikarzem i ma prawo takie informacje uzyskać. W fakt ten jednak wątpi między innymi radna Alicja Nowak, co podkreśla w jednej ze swoich interpelacji do władz miasta.

Proszę o informację na temat współpracy władz miasta z panem Jarosławem R. – właścicielem jednego z gorlickich portali, który podaje się za dziennikarza. (…) R. jest osobą skazaną prawomocnym wyrokiem sądowym za przestępstwo pospolite. (…) dziennikarzem ani wydawcą nie może być osoba skazana za przestępstwo z niskich pobudek.

– Radna Miasta Gorlice, Alicja Nowak, 

fragment interpelacji z 24.02.2011 r.

Jeśli chodzi o ów wyrok, zapadł on w 2010 roku i dotyczył – o, ironio – defraudacji łącznie 73 tysięcy złotych powierzonych mu przez klientów w jego punkcie prasowym. Poza zakupem czasopism, można tam było przy okazji opłacić np. rachunki. Kiedy w niektórych domostwach zaczęto odcinać prąd, a konto bankowe osoby płacącej rachunki zajmował komornik, ciężko było nie domyślić się, czym spowodowana jest taka sytuacja. Ostatecznie R. został skazany wtedy na 1,5 roku odsiadki w zawieszeniu na 3 lata. Oczywiście wychodząc z sali rozpraw, swoim spokojnym, pewnym tonem oznajmił obecnym tam mediom, iż wspaniałomyślnie wziął ten wyrok na siebie, aby chronić bliską osobę. 

Jest na tym świecie co najmniej kilka osób, którym Alex Hunter, delikatnie mówiąc, uprzykrzył życie. Jego schemat działań medialnych idealnie podsumował Maciej Rysiewicz w swoim felietonie pt. „Neokomunistyczne brednie na portalu >>Gorlice24<<!”.

(…) prawda wygląda tak, że to podżegacz usiłuje emocje skierować przeciw ofiarom swoich działań.

Prawdziwy algorytm wygląda tak:

Nielegalne interesy > kłamstwa, oszustwa > słowa, propaganda > 

> opór > nienawiść do opornych

– fragment felietonu Macieja Rysiewicza na stronie

www.gorliceiokolice.eu/2019/01/9751

Można być „łowcą” na własną rękę, bez robienia show? Całkowicie anonimowi działacze są skuteczniejsi i nie łamią prawa

Rozmawiam z kobietą, która prosi mnie o zachowanie anonimowości. Nazwijmy ją Kasią. „Łapie” pedofili poprzez różne komunikatory od 2017 roku, kiedy to przypadkowo zdemaskowała własnego sąsiada zaczepiającego dzieci w internecie.

– Wkręciłam się w to zjawisko, siedząc na wielu portalach. Sprawy zgłaszam od razu do odpowiednich organów. 30 kwietnia przez przypadek trafiłam na transmisję live ECPU. Zaciekawiło mnie to, co robią i pomyślałam, że bez sensu łapać samemu, skoro można w grupie. Napisałam jednocześnie do ECPU, CGUP i Watahy. Pierwsze dwie ekipy były aktualnie zajęte wyjazdami, Wataha odpisała. Dodali mnie do grupy, w której ludzie pisali, kto chce być wabikiem, kto pozorantką. Taka rozmowa, wywiad. Później wysłali mi szkolenie na te łapania. Oni kręcą film dla siebie, jakieś zdjęcia ewentualnie. Jako „dzieci” używają fotki pozorantek przerobione w programie. Filmy kręcą tylko dla bezpieczeństwa obu stron, nie upubliczniają ich. ECPU i CGUP, zanim przekażą potencjalnego pedofila w ręce policji, kręcą transmisję na żywo, czym łamią prawo, ukazując wizerunek osoby nieskazanej prawomocnym wyrokiem. Ja, stosując bierną prowokację, wyłapuję osoby o skłonnościach pedofilskich, piszę z nimi około 2-3 tygodnie, a jeśli zostanie wysłana pornografia, od razu zawiadamiam mailowo odpowiednią komendę. Jeśli podejrzany nie chce się spotkać, nie popełnia przestępstwa, więc ujęcie jest bezprawne. Można ewentualnie zgłosić na policji otrzymanie pornografii i zostaje taka osoba zatrzymana z art. 13 §2 kk, w związku z art. 200 §3, czyli usiłowanie nieudolne. Zobowiązuje nas do tego art. 240 kk. Z doświadczenia wiem, że sprawy, gdzie osoba tylko pisze z wabikiem, są po prostu umarzane. Miałam też takiego, który nie chciał się spotkać, ale wysłał pornografię i z tego zawiadomienia policja pojechała po niego do domu. Dążenie do spotkania było zbędne, gdyż surowiej karane jest samo wysyłanie treści pornograficznych.

Kasia uważa, że w sytuacji, kiedy łowcy jadą na akcję i mają wiedzę o tym, że podejrzany jest w złej kondycji psychicznej oraz w jakikolwiek sposób sygnalizuje chęć targnięcia się na swoje życie, należy go niezwłocznie przekazać służbom i zapewnić opiekę psychologiczną, zgodnie z ustawą o ochronie zdrowia psychicznego. Robienie w takim momencie transmisji tylko dlatego, że przejechało się w tym celu wiele kilometrów, nie powinno być priorytetem.

– W przypadku ECPU wiem o dwóch takich osobach: facet z Jastrzębia Zdroju i Antoni z Luzina. Dlaczego policja pozwala robić takie bezprawne ujęcia obywatelskie? Dlaczego czeka, aż oni zrobią swoje, i dopiero interweniuje? Dlaczego policja w całym kraju dobrowolnie oddaje bandzie przebierańców swoje obowiązki, nałożone zgodnie z ustawą o policji?

Kobieta zauważa, że przeciąganie w czasie oddania podejrzanego organom ścigania, to, mówiąc wprost, działanie na szkodę dzieci. Przez 4 miesiące, kiedy pisano z Antonim, mógł on wysyłać pornografię i zaczepiać kolejne wabiki, a także realne dzieci. Gdyby przekazano go policji po drugim, może trzecim wabiku lub niezwłocznie po wysłaniu treści pornograficznych, dalsze usiłowanie popełnienia przestępstwa z art. 200 §3 czy art. 200a, zostałoby udaremnione.

– Podobne praktyki mają miejsce w grupie Wataha. Jest wysyłana pornografia i nikt tego nie zgłasza, dopóki ekipa nie pojedzie go ująć. Czy organizacja mająca chronić dzieci, powinna działać na ich szkodę? Czy osoby na poważnym stanowisku, jak dyrektor ochrony w znanej firmie, powinien uczestniczyć w łamaniu prawa poprzez prowokację aktywną? Bo takie sytuacje też mają miejsce. Zaczepia się kogoś, a później kasuje niewygodny fragment konwersacji. To jest podżeganie do popełnienia przestępstwa oraz niezawiadomienie służb o przestępstwie już popełnionym.

Kasia bez ogródek wytyka błędy i zaniechania tych najbardziej medialnych grup. Sama od 20 lat żyje z traumą, jaką wywołała u niej krzywda na tle seksualnym. Chce chronić dzieci przed takimi dramatycznymi doświadczeniami, które zostają w głowie do końca życia. Ma być skuteczna, nic więcej się nie liczy.

Przekręty, manipulacje, mobbing – byli członkowie ECPU zabierają głos

Opowiedzieć swoje historie i uczucia z nimi związane postanowiło kilku byłych łowców i wabików, którzy swego czasu byli częścią ECPU, jednak na pewnych etapach odeszli lub zostali wyrzuceni. Wszyscy zgodnie przyznają, że powrót do niektórych wydarzeń jest bolesny i chcieliby już mieć tę całą burzę wokół grupy za sobą.

Muminek Hunter*: Przypadkiem natknąłem się na live’a w Rybniku, później oglądałem już każdego. Kiedy dali posta, że szukają wabików i łowców, w komentarzu od razu napisałem, że z chęcią dołączę. Zrobiłem to dlatego, że miałem już dosyć ciągłego grania na konsoli, siedzenia w domu, chciałem choć coś niewielkiego zrobić dla świata. Dobrego… Później dodali mnie na szkolenie i potem do grupy. Moim zdaniem strasznie sztucznie słodko nas traktowali, dopóki byliśmy posłuszni, a później… 

Łapanie było bardzo ważne dla mnie, ale kiedy zaczęły wybuchać afery, poszedłem za ludźmi, którzy wydawali mi się szczerzy, po prostu ludzcy. Poznałem naprawdę wspaniałe osoby, z którymi trzymam do teraz. Przez jakiś czas tęskniłem za tym wszystkim związanym z ECPU, ale przeszło mi już, wypaliłem się przez to wszystko, co robili. I nigdy nie dołączę już do żadnej grupy związanej z takimi akcjami, bo mnie brzydzi to, co tam robią z głową.

Lila Decoy*: Na ECPU natrafiłam zupełnym przypadkiem na Facebooku. Wyświetlił mi się post z nagraniem z zatrzymania. Moją główną motywacją do dołączenia była ciekawość. Interesowała mnie psychika pedofilów. Byłam ciekawa, jak funkcjonuje umysł takiej osoby i co ona sobie myśli. Obserwowałam grupę, czekając na nabór. Kilka dni później został on ogłoszony. Zgłosiłam się od razu, przeszłam szkolenie. I tak oto zostałam wabikiem. Kiedy wchodziłam do grupy, nie była ona tak popularna, jak jest teraz. Na początku trzeba było określić, czy chce się zostać łowcą, czy wabikiem. Została nam przedstawiona informacja, kto się czym zajmuje, z czym to się może wiązać. Gdy każdy już się zdecydował, podzielono nas na dwie osobne grupy i zaczęto dwa równoległe szkolenia. Nasze trwało, z tego, co pamiętam, tydzień. Codziennie, późniejszym wieczorem, dwie osoby z zarządu przeprowadzały takie szkolenie. Niestety tylko pisemnie, ale można było sporo z tego wynieść. 

Mieliśmy za zadanie wymyślić sobie pseudonim i nim się posługiwać, aby nie ujawniać naszych danych. Tłumaczono nam, że jest to ważne z uwagi na fakt, że mieliśmy obcować z przestępcami. Mieliśmy pod tym pseudonimem założyć sobie profil na FB i z niego działać. Najwięcej można było wynieść z próbnych rozmów. Osoba prowadząca wcielała się w pedofila, a my mieliśmy zobaczyć, czy rola wabika nam odpowiada. Z tego, co pamiętam, na tym etapie zrezygnowały dwie osoby, bo okazało się to dla nich zbyt dużym obciążeniem psychicznym. Mnie to jednak jeszcze bardziej popchnęło do tego, żeby spróbować. Swoją pracę zaczynaliśmy na komunikatorze GG. Już pierwszego dnia pedofile masowo się odzywali, było co robić. My, jako grupa wabików, zostaliśmy też dołączeni do specjalnej konwersacji, gdzie nawzajem się wspieraliśmy i pomagaliśmy sobie w pisaniu, kiedy ktoś czegoś nie był pewien. Na samym początku to wszystko bardzo fajnie funkcjonowało, atmosfera była przyjazna. Pamiętam, że po zakończeniu szkolenia Matt, założyciel, utworzył pokój na messangerze, gdzie mogliśmy się lepiej poznać – zarówno łowcy, wabiki, jak i zarząd. Ta pierwsza rozmowa chyba z trzy godziny trwała, było bardzo zabawnie.

Tak, początki były naprawdę super. Nie chciałabym ujawniać metod działania, bo to jednak mogłoby się przysłużyć pedofilom, ale czego nie mogliśmy robić i na pewno nie robiliśmy, to była prowokacja. Było to absolutnie zabronione. Prowokacja rozumiana jako takie zaczepianie pedofila. Nie mogliśmy jako pierwsi do niego się odezwać, to po jego stronie musiał być ten pierwszy krok. Dopiero, kiedy już odeszłam, zaczęły do mnie dochodzić pogłoski o stosowaniu takich praktyk, ale nie jestem pewna, czy odbywały się one też w ECPU, czy tylko w innych grupach. Na początku podano nam informację, że mamy pisać z pedofilem minimum miesiąc i jest to ważne ze względu na to, aby zebrany przez nas materiał dowodowy był jak najbardziej rzetelny i żeby podejrzany nie mógł się wybronić, że na przykład pisał jednorazowo pod wpływem alkoholu. 

Dostaliśmy listę – tak zwanych przez zarząd – paragrafów, czyli rzeczy, które są karalne, a które może pisać do nas pedofil. Mieliśmy zwracać na nie szczególną uwagę. Im więcej ich było, tym lepiej. Ostatnie słowo co do tego, czy to już koniec rozmów, należało do zarządu. Do mnie na szczęście żaden pedofil nie wysłał pornografii dziecięcej, ale takie sytuacje były i reakcja niestety nie zawsze była natychmiastowa. Z tego, co mi wiadomo, te rozmowy były i tak przeciągane. Niestety. Początki, jak już mówiłam, były super. Mogliśmy na siebie liczyć, dużo czasu spędzaliśmy, pisząc ze sobą na czacie ogólnym. Niektórzy z nas nawet nazywali Matta tatkiem. Mówiono nam, że jesteśmy wielką rodziną. W piątki były organizowane specjalne pokoje, gdzie każdy, kto chciał, mógł dołączyć i pogadać o wszystkim i niczym. 

To, co się działo później, to są takie mechanizmy, o których ciężko w sumie nawet opowiedzieć, dobrać jakieś słowa, które to oddadzą. To nie było tak, że wszystko się zepsuło z dnia na dzień, tylko właśnie tak stopniowo… Niektórzy ludzie z zarządu zaczęli pokazywać swoją prawdziwą twarz. Jakby, momentami zdejmowali tę maskę bycia takim dobrym, bombardującym miłością wręcz – tak bym to nazwała. Ja i kilku innych członków zaczęliśmy to zauważać. Zaczęliśmy też zauważać taką rzecz, że dla zarządu stanowi problem, gdy my zadajemy pytania. Wychodziły różne nieścisłości… Raz mówili, że jest tak, kiedy ja wiedziałam, że jest inaczej. Co innego przedstawiano publicznie, a co innego się działo naprawdę. Nie podobało mi się to, bo nienawidzę jak ktoś okłamuje drugiego człowieka. A im coraz bardziej nie podobała się nasza asertywna postawa. Szczególnie jednej dziewczynie z zarządu, która była do mnie nieprzychylnie nastawiona, czego nie ukrywała. Oczywiście nie powiedziała mi tego wprost, ale tak traktowała, że nie dało się tego nie odczuć, takiej niechęci. Rozumiem, że można kogoś nie lubić, ale to było takie… Ja bym to nazwała mobbingiem.

Była członkini, która prosi o zachowanie anonimowości: Początkowo nieszczególnie interesowały mnie kwestie prawne, ponieważ wierzyłam, że w końcu robię coś dobrego dla społeczeństwa. W grupie były osoby podobne pod tym względem do mnie: po różnych przejściach, chcące dać światu coś od siebie. Poza tym zarząd wciąż nam powtarzał, że wszystko jest ogarnięte i że robimy coś naprawdę wspaniałego. Prali nam mózgi, wciąż powtarzali, że jesteśmy wielką rodziną. Poza tym każda akcja odbywała się w asyście policji. Jak mogłam pomyśleć, że coś jest nie tak, skoro po akcjach policjanci chwalili nasze działania? 

Po każdym ujęciu na wspólnym czacie panowała ogromna radość. Wszyscy mówili o dumie, satysfakcji, adrenalinie. Ja tego nie czułam. Zastanawiałam się wtedy nad tym, czy osoba, z którą stanęłam twarzą w twarz, aby wymierzyć jej psychiczną karę, jutro się nie powiesi. Niektórzy mieli rodziny, wtedy nie mogłam myśleć o niczym innym niż o samobójstwie rozszerzonym. Te myśli były okropne, ale reszta członków i zarząd wspólnie uspokajali mnie, że nie zrobiłam nic złego, że to wina tego człowieka, jeśli rodzina poniesie jakiekolwiek konsekwencje… Że my go tylko zdemaskowaliśmy. Takich samych argumentów później używałam w dyskusjach ze znajomymi, którzy nie do końca popierali takie metody. Ale tak naprawdę cieszyłam się tylko wtedy, kiedy wiedziałam, że przede mną stoi osoba sprawna intelektualnie, choć pozbawiona ludzkich odruchów. Patrzyłam prosto w oczy ludziom złym do szpiku kości. Nigdy ich nie zapomnę. Tych, którzy sami wyglądali na pokrzywdzonych przez los, wyparłam z pamięci. Było mi wstyd, że mogłam zgnieść psychicznie kogoś, kto sam jest na poziomie dziecka. Ale przekonywano mnie, że skoro umiał pisać takie okropne rzeczy do „dziecka”, to na pewno nie jest aż tak nieogarnięty, na jakiego wygląda podczas spotkania z nami. Trochę też chciałam w to wierzyć.

Mój czas spędzony w ECPU był bardzo intensywny, nie byłam tam długo, ale całkiem mocno to odbiło się na mojej psychice. I bynajmniej nie była to zasługa tych facetów, których łapaliśmy. Dość szybko zaczęłam zauważać, że coś jest nie tak. Wszystko było ok, zarząd na wspólnym czacie bardzo chwalił każdego za wykonaną pracę. Zauważyłam, że nawet, kiedy coś schrzanimy, oni nie zwracają na to uwagi, tylko wychwalają, jacy jesteśmy super. Pracowałam kiedyś w korpo, więc przypominały mi się stosowane tam metody. Te w ECPU były naprawdę bardzo podobne, albo nawet bardziej, powiedziałabym, sekciarskie. Dziwny moment następował, kiedy ktoś próbował się z czymś nie zgodzić, skrytykował jakieś działanie lub podejście, nawet konstruktywnie. Tak jak kasowali nieprzychylne komentarze na Facebooku, tak w przypadku naszych sprzeciwów obracali kota ogonem i sprawiali, że sami zaczynaliśmy w głowie bagatelizować problemy, które jeszcze przed chwilą nie dawały nam spokoju. Wiedziałam, że to są po prostu techniki manipulacyjne, ale coś sprawiało, że chciałam zostać tam chociaż na moment dłużej i zobaczyć, co będzie dalej. 

Zaniedbałam swoje codzienne obowiązki, zresztą chyba nie ja jedna. Denerwowało mnie, że często byłam informowana o akcji dosłownie dzień lub dwa przed. Ciężko było coś zaplanować. Nie wiem, czy inni wiedzieli wcześniej, może to było celowe działanie w stosunku do wybranych członków grupy, aby zniechęcić ich do działania. Były osoby, które z czasem przestały być lubiane, bo zbyt często zwracały uwagę na różne nieprawidłowości. Stawały się po prostu niewygodne. Niektórych zwyczajnie jarała cała ta otoczka związana z łapaniem pedofilów, więc przymykali oko na to, co się dzieje wokół. Wiedzieli, że w razie czego nie trzeba będzie mówić ludziom całej prawdy, zresztą oni i tak we wszystko uwierzą. Nie podobało mi się to, więc odeszłam. Później wjechały te żenujące przebrania komandosów i było mi wstyd, że w ogóle brałam udział w tej szopce. W końcu dotarło do mnie, że tu wcale nie chodzi o żadne „czynienie dobra”.

* Pseudonimy zostały zmienione ze względu na bezpieczeństwo rozmówców.